przypadkiem …..

przypadkiem …..

Sweterek ten powstał trochę z przypadku, trochę z kalkulacji i przemyśleń.

Było tak, że ani nie marzyłam o takim sweterku, ani też włóczka ta nagle do mnie nie zawołała: “zrób coś ze mnie, zrób” . W ogóle nie istniał on w żadnej formie….. Aż tu nagle, na 3 dni przed wyjazdem do Torunia na Drutozlot (upłynęło już sporo czasu od tej imprezy, ale ja dopiero teraz opisuję tę historię, bo proces tworzenia mocno się wydłużył) uświadomiłam sobie, że muszę mieć tam coś fajnego na drutach by nie odstawać od innych uczestniczek spotkania. I tak pojawił się On. Zielony.

No może nie tak od razu. Proces jego powstawania w mojej głowie chwilę trwał. Najpierw wybrałam włóczkę. Z tym poszło mi szybko. Chciałam by to był nieznany produkt na naszym rynku, no i oczywiście wysokiej klasy.  Como firmy Lamana to włóczka niezwykle miła w dotyku, mięciutka i puszysta. Wprost prosi się o przytulanie i mizianie. Do tego bardzo dobrej jakości. Potem niestety było już trochę trudniej. No bo przecież nie miałam konkretnego zapotrzebowania. Musiałam więc poszukać inspiracji w swoich zbiorach gazetkowych, tudzież wirtualnych, co by z tej wełenki wykonać. No i wiadomo jak się kończy takie poszukiwanie….. Już switało, gdy w końcu się zdecydowałam;).

Ostatnio, gdzie nie spojrzę w internecie, wszyscy dziergają od góry i bezszwowo. Przyznać muszę, że jest to bardzo fajny sposób na uzyskanie przeróżnych form sweterków i bluzeczek właściwie tylko przy pomocy drutów. I to bardzo ułatwia pracę. Ja jednak lubię często postępować na przekór modzie i tak wybrałam model, który robiony jest w częściach i zszywany. Wymyśliłam sobie, że będzie bardziej trzymał fason dzięki tym szwom, no a cóż to takiego wielkiego zszyć raptem dwa boki i dwa rękawy, gdy ma się opanowany ścieg dzianinowy.

Tiaaa….. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Okazało się, że sama “produkcja” poszczególnych części poszła dosyć szybko, bo ok. tygodnia. W samym Toruniu został dokończony tył i wykonana połowa przodu. To było bardzo przyjemne dzierganie, w bardzo historycznym miejscu;)

 

       

Potem na zszycie sweterek czekał miesiąc. Za druty najczęściej zabieram się wieczorami, a do pracy igłą potrzebne jest dobre oświetlenie, zwłaszcza przy ciemnej włóczce.  Dlatego tak to się przeciągało. Potem trzeba było pochować nitki. To kolejne dwa tygodnie. No i znaleźć czas na sesję zdjęciową. Znowu minął tydzień. Szczęśliwie, koleżanka właśnie odwiedziła fryzjera i wyszła z pięknym kolorem włosów, idealnie pasującym do barwy  mossgreen – zieleń mchu. Dała zaprosić się na kawę i wystąpiła w roli modelki.

Oto efekt mojej pracy i spotkania w pełnej zieleni restauracji, mieszczącej się tuż nad lokalnym jeziorem.

   

 

No i jeszcze na zdjęcie załapała się czapeczka wykonana z wełny Merino Sport firmy Mondial.

 

Włóczkę przerabia się fantastycznie,  wprost sama schodzi z drutów i robótka szybko rośnie, do tego jest taka mięciutka i miła w dotyku. Co do gotowego już sweterka miałam na początku mieszane uczucia. Jakoś nie widziałam się w nim. Jednak po powrocie z sesji zdjęciowej, zadowolona z jej efektów (fotografką nie jestem, właściwie to były moje pierwsze zdjęcia) zrobiłam sobie prywatną rewię mody przed lustrem, komponując bluzeczkę z różnymi sukienkami i spódnicami i moje nastawienie do niego zmieniło się diametralnie. Fason i kolor idealnie pasują do połowy mojej garderoby.

Na zakończenie chciałabym podziękować Joli, że zgodziła się pozować do moich zdjęć i tak dzielnie powstrzymywała się od “strojenia min”;).

Dane techniczne:

No Comments

Leave a Comment

Your email address will not be published.